piątek, 13 grudnia 2024

Barbie Looks 23, Dallas i początek Wiedźmiej Historii | Barbie Looks 23, Dallas and the beginning of the Witch Story

Panna Looks i jej kopytny towarzysz czekali na tą sesję dosyć długo. Ostatni tydzień nie sprzyjał nawet wystawieniu nosa z domu, a co dopiero sesjom lalkowym w plenerze... Dawno nie było tak przenikliwego zimna, choć termometr nie pokazuje nawet mrozu. Wina chyba w tej wilgoci, która wisi w powietrzu. Brrr...

Dziś jednak nieco się rozpogodziło, złapałam więc tą dwójkę i poleciałam z aparatem do ogrodu. Udało mi się nawet złapać ze trzy sekundy słońca. ;)

Looks  girl and her hoofed companion have been waiting for this session for quite a long time. The last week wasn't conducive to even sticking your nose out of the house, not to mention the outdoor doll photoshoots... It hasn't been so piercingly cold for a long time, although the thermometer doesn't even show frost. It's probably because of the humidity hanging in the air. Brrr...

Today, however, it has cleared up a bit, so I grabbed these two and flew to the garden with my camera. I even managed to catch three seconds of sun. ;)

Looks numer 23 ma mold Lina. Przyznam, że nie podobała mi się zbytnio i nie planowałam jej kupować. I pewnie bym jej nie kupiła, gdyby nie sprawa z Wiedźmim Światem. 

A Wiedźmi Świat to projekt, który zamierzamy prowadzić razem z Joanną (tak, moją imienniczką - będę od tej pory pisać Jo, co byśmy się nie pogubili kto jest kto ;)) z bloga Wiedźmi Świat. Na Instagramie znajdziecie ją na profilu @wiedzmiswiat. Od dawna rozmawiamy o tych naszych małych wiedźmach i tak w pewnym momencie padł pomysł, że trzeba by połączyć nasze uniwersa. Tym sposobem Jo wzięła się za fabułę, a ja za kostiumy. Z tym, że ja podpowiadam czasami jakieś drobiazgi w kwestii scenariusza, a Jo udziela się w kwestii strojów. Współpraca jak marzenie. :)

I jedną z jej postaci ma być właśnie panna Looks 23. Ponieważ ma się pojawić zarówno w moim królestwie, jak i u Jo - postanowiłam ją kupić. I choć byłam nastawiona sceptycznie - po zmianie fryzury i stroju naprawdę ją polubiłam. 

Poznajcie Linette.

Looks number 23 has the Lina mold. I admit that I didn't like her much and I didn't plan to buy her. And I probably wouldn't have bought her if it weren't for the Witch World thing.

And Witch World is a project that we plan to run together with Joanna (yes, my namesake - from now on I'll write Jo, so that we don't get confused who is who ;)) from the Witch World blog. You can find her on Instagram on the @wiedzmiswiat profile. We've been talking about our little witches for a long time and at some point the idea came up that we should combine our universes. In this way, Jo took on the plot and I took on the costumes. Although I sometimes suggest some little things about the script, and Jo is involved in the costumes. A dream collaboration. :)

And one of her characters is to be Looks 23 girl. Since she is to appear in both my kingdom and Jo's - I decided to buy her. And although I was skeptical - after changing her hairstyle and outfit I really liked her.

Meet Linette.

Linette jest prawą ręką Lady Elaine (którą pokażę za moment). Nie tylko dba o potrzeby swojej pani, ale jest także przyboczną i pilnuje jej bezpieczeństwa. Jo będzie wprowadzać i opisywać wszystkie postacie szczegółowo, jeśli podoba Wam się nasz pomysł - zapraszam do śledzenia bloga lub Instagrama Jo. Tam będzie się toczyć cała historia.

Ze względu na swoje obowiązki Linette dostała specjalną kreację - z pozoru wygląda jak suknia, ale w rzeczywistości to strój składający się ze spodni i długiej tuniki rozciętej po obu stronach aż do połowy uda. Dzięki temu przyboczna ma swobodę ruchów, może walczyć, a także jeździć konno w męskim siodle.

Linette is the right hand of Lady Elaine (who I'll show you in a moment). She not only looks after her mistress' needs, but she's also her adjutant and keeps her safe. Jo will introduce and describe all the characters in detail, if you like our idea - I invite you to follow Jo's blog or Instagram. The whole story will unfold there.

Due to her duties, Linette was given a special outfit - at first glance it looks like a dress, but in reality it's an outfit consisting of trousers and a long tunic cut on both sides to the mid-thigh. Thanks to this, the adjutant has freedom of movement, can fight, and also ride horses in a man's saddle.


Oto postacie z historii Jo: Lady Elaine (Mattel, Fairy Godmother), jej córka Mona (Skipper na ciałku od Hermiony z HP) i Linette. Lady Elaine i Mona należą do Jo, chwilowo są u mnie na przymiarkach, muszę uszyć im jeszcze zimowe okrycia. Planuję zrobić kilka zdjęć ze spotkania z Margaret i innymi moimi wiedźmami, a następnie wyślę je w podróż do krainy Jo. ;)

Stroje, które mają na sobie wymyśliłyśmy razem z Jo, a ja zrealizowałam te pomysły.

Here are the characters from Jo's story: Lady Elaine (Mattel, Fairy Godmother), her daughter Mona (Skipper on the body of Hermione from HP) and Linette. Lady Elaine and Mona belong to Jo, they are currently at my place for fittings, I still have to sew them winter coats. I plan to take some photos of the meeting with Margaret and my other witches, and then I will send them on a journey to Jo's land. ;)

The outfits they are wearing were invented by both Jo and me, and I implemented all our ideas.




Uszyłam także stroje dla kucharki, podkuchennej i służebnej z zamku Percivala. O tym napiszę jednak w osobnym poście.

I also made outfits for the cook, kitchen maid, and maid in Percival's castle. However, I will write about this in a separate post.


W roli służących obsadziłam chwilowo Ginny, Barbie Eleonorę Roosevelt i Hermionę. Żadna z nich nie miała jeszcze swojego wpisu na blogu, ale kiedyś to nadrobię...

I've cast Ginny, Barbie Eleanor Roosevelt, and Hermione as the servants for now. None of them have had their own blog posts yet, but I'll catch up sometime...


Wracamy do głównej bohaterki dzisiejszego postu i jej wierzchowca. To kolejna moja zdobycz z zamierzchłych czasów świetności Mattela - koń Dallas. Wspaniały, artykułowany, pozujący jak marzenie. I choć został wyprodukowany na początku lat 80' - trzyma się doskonale.

We return to the main character of today's post and her mount. This is another of my acquisitions from the distant times of Mattel's glory - the horse Dallas. Wonderful, articulated, posing like a dream. And although it was produced in the early 80s - it holds up perfectly.


Upolowałam go w bardzo przyzwoitej cenie, a przyjechał do mnie z oryginalnym siodłem, ogłowiem (niestety uszkodzonym) i pudełkiem. Z czego pudełko trzyma się najgorzej. 

Zrobiłam zdjęcie z tej strony pudła, gdzie są opisy po niemiecku (z drugiej po angielsku). To właśnie w Niemczech był produkowany od roku 1981. 

I got it at a very decent price, and it came to me with the original saddle, bridle (unfortunately damaged) and box. The box is the worst of all. 

I took a picture of the side of the box where the descriptions are in German (English on the other side). It was produced in Germany from 1981.


Sam koń ma się bardzo dobrze. Grzywa i ogon są błyszczące, rys ma niewiele, a stawy trzymają całkiem nieźle. Czasami trochę odmawia współpracy, ale cóż. Mając 40-stkę na karku ma prawo. ;)

The horse itself is doing very well. The mane and tail are shiny, it has few scratches, and the joints are holding up quite well. Sometimes it refuses to cooperate a bit, but oh well. With 40 on its back, it has every right to. ;)



Słońce wyszło na moment, ale udało mi się je wykorzystać. I jestem bardzo zadowolona z tego, jak udała się ta sesja.

The sun came out for a moment, but I managed to use it. And I'm very happy with how this session turned out.


Wypróbowałam ostatnio mięciutką, puchatą włóczkę w kolorze popielatym - wyszła z niej na szydełku całkiem fajna, krótka pelerynka z kapturem. Włóczka wygląda trochę jak ciepłe futro.

I recently tried a soft, fluffy ash-gray yarn - I crocheted a really nice, short cape with a hood. The yarn looks a bit like warm fur.

Z tych zdjęć "w galopie" jestem najbardziej zadowolona. :)

I'm most pleased with these "galloping" photos. :)




To tyle na dziś. Ale w głowach huczy nam od pomysłów, historia się rozwija i mamy z tego niesamowitą frajdę. :) Wiedźmi Świat się rozwija i same jesteśmy ciekawe, co nam z tego wyjdzie.

Pozdrawiam Was gorąco!

That's all for today. But our heads are buzzing with ideas, the story is developing and we're having a lot of fun with it. :) The Witch World is developing and we're curious to see what comes of it.

Warmest greetings to you!

niedziela, 8 grudnia 2024

Zapraszam do Zielarni | Welcome to the Herbal Shop


Prawie skończyłam. Brakuje okna, potrzebuję co najmniej drugie tyle słoików na półkach, a na słoiki muszę zrobić odpowiednie etykietki. To zajmie jednak znów sporo czasu i postanowiłam, że nie jest absolutnie konieczne w tym momencie. Niemniej jednak wnętrze prezentuje się już całkiem nieźle i nadaje się do zdjęć. :)

Witajcie w Zielarni u Tove.

I'm almost done. The window is missing, I need at least twice as many jars on the shelves, and I need to make appropriate labels for the jars. This will take a lot of time again and I decided it's not absolutely necessary at this point. Nevertheless, the interior already looks quite good and is suitable for photos. :)

Welcome to Tove's Herbal Shop.


W poprzednim poście pokazałam początki prac nad Zielarnią. Kontynuację rozpoczęłam od regału. I tu okazało się, że należy chomikować wszystkie odcięte kawałki desek i patyczków. Trzeba. Koniecznie. ;) Jak się okazało, udało mi się dobrać z tych resztek odpowiednie kawałki na przegrody w półkach, wykorzystałam znaczną część skrawków, które zostały mi z prac stolarskich przy domu Margaret.

In the previous post I showed the beginnings of work on the Herbal Shop. I started the continuation with the shelf. And here it turned out that you should hoard all the cut pieces of boards and sticks. Absolutely. ;) As it turned out, I managed to choose the right pieces from these leftovers for partitions in the shelves, I used a significant part of the scraps that I had left from the carpentry work at Margaret's house.


Czekając aż klej złapie półki regału, kontynuowałam klejenie kamieni wyciętych z wytłoczek na jajka oraz myślałam nad resztą wyposażenia. Zrobiłam półkę pod oknem i przypomniałam sobie o pudełku-organizerze z bambusowego drewna, który kupiłam jakiś czas temu w znanej sieciówce. Nieraz pełnił rolę regału w moich tymczasowych dioramach, ale postanowiłam znów ułatwić sobie życie i zrobić z niego ladę. Ponieważ został polakierowany, a ja nie miałam najmniejszej ochoty zdrapywać tego lakieru, żeby pomalować go bejcą - postanowiłam okleić go z zewnątrz bukowymi listewkami.

While waiting for the glue to grip the parts of the shelf, I continued gluing the stones cut from egg cartons and thought about the rest of the equipment. I made a shelf under the window and remembered a bamboo wood organizer box that I bought some time ago in a well-known chain store. It often served as a shelf in my temporary dioramas, but I decided to make my life easier again and make a counter out of it. Since it was varnished and I didn't feel like scratching off the varnish to paint it with stain, I decided to cover it from the outside with beech laths.



A to przykład, jak odrobina lenistwa i niechęci do poziomicy pomogła mi wpaść na pomysł i jak radziłam sobie z trzymaniem odpowiednich kątów, pionu itd. przy robieniu przegród - przy użyciu drewnianego klocka. ;)

And this is an example of how a bit of laziness and aversion to a spirit level helped me come up with an idea and how I managed to keep the right angles, vertical direction, etc. when making partitions - using a wooden block. ;)


Prace murarskie szły nawet sprawni, zwłaszcza, że trochę pomogła mi Córa. 

The stone work went quite smoothly, especially since my Daughter helped me a little.


Dorobiłam jeszcze dwie półki obok okna. 

I added two more shelves next to the window.


Malowanie zaczęłam od mebli i elementów, które miały być tylko pociągnięte bejcą.

I started painting the furniture and elements that were only to be stained.


Koci inspektor oczywiście mi towarzyszył. ;) 

The cat inspector accompanied me, of course. ;)



Następnie pomalowałam boazerię. Chciałam, żeby była zielona, ale... Nie trafiłam z pierwszym kolorem. Zresztą tak samo jak przy malowaniu boazerii na poddaszu u Margaret.

Pewnie nie zauważyliście, ale zmieniłam podpórki pod półkami - przypomniałam sobie, że przecież mam pełno ozdobnych elementów (takich wycinanych laserem), których nie wykorzystałam w dużym domu.

Then I painted the panelling. I wanted it to be green, but... I didn't get the first color right. Just like when I painted the panelling in Margaret's attic.

You probably haven't noticed, but I changed the supports under the shelves - I remembered that I have a lot of decorative elements (laser cut ones) that I didn't use in the big house.


Drugie podejście okazało się na szczęście trafione i ten kolor już pasował mi do mojej wizji Zielarni.

Fortunately, the second attempt turned out to be a hit and this color already matched my vision of Herbal Shop.


Następnie pomalowałam kamienie na czarno. I później, przy pomocy gąbki (zwykłą gąbkę kuchenną pocięłam na mniejsze kawałki i doskonale spełniła swoje zadanie) nakładałam kolejne warstwy. Szłam od najciemniejszych odcieni szarości do najjaśniejszych, malowanie bardziej "na sucho", żeby dodać fakturę.

Then I painted the stones black. And after that, with a sponge (I cut a regular kitchen sponge into smaller pieces and it did the job perfectly), I applied successive layers. I went from the darkest shades of gray to the lightest, painting more "dry" to add texture.



Przykleiłam z powrotem półki, które były w chatce wiedźm.

I glued back the shelves that were in the witches' hut.


Zrobiłam też szyld Zielarni. Najpierw pomalowałam kupioną kiedyś wyciętą fantazyjnie deseczkę na ten sam kolor, co boazerię, a później złotą farbką dodałam napis i ozdobniki.

I also made a sign for the Herbal Shop. First, I painted a fancy-cut board I had bought the same color as the panelling, and then I added the inscription and decorations with gold paint.


Wyszło koślawo, ja wiem. Ale na razie musi wystarczyć. Tove trochę kręciła nosem, ale jakoś będę musiała z tym żyć. xD

It came out crooked, I know. But it will have to do for now. Tove turned her nose up a bit, but I'll have to live with it. xD



Wreszcie nadeszła pora na wyposażenie Zielarni we wszystkie potrzebne rzeczy. Do słoiczków nasypałyśmy z Młodą przyprawy, zioła, mieszanki herbat, różne nasiona i co tylko przyszło nam do głowy, korzystając z kuchennych zasobów.

Finally, it was time to equip the Herbal Shop with all the necessary things. My Daughter and I poured spices, herbs, tea blends, various seeds and whatever else came to mind into jars, using kitchen resources.


Przy dziennym świetle strop ginie w cieniu - z jednej strony fajnie, bo taki lekko mroczny klimat pasuje do koncepcji świata fantasy około-średniowiecznego, bez elektryczności. Ale jednak do zdjęć będę musiała to lekko doświetlić. Myślę o jakimś żyrandolu - ale nie takim kryształowym, tylko pasującym do wnętrza. Raczej typu koło od wozu ze świecami, coś jak w karczmach z gier RPG. Na pewno wiecie, co mam na myśli. ;)

In daylight the ceiling is lost in shadow - on the one hand it's nice, because such a slightly dark atmosphere fits the concept of a fantasy world around the Middle Ages, without electricity. But I will have to light it up a bit for the photos. I'm thinking about some kind of chandelier - of course not a crystal one, but one that fits the interior. More like a cartwheel with candles, something like in taverns from RPG games. I'm sure you know what I mean. ;)




Wreszcie użyłam moich bardzo dobrze wysuszonych owoców (suszyły się w końcu ponad rok :P) do wypełnienia mis i miseczek.

Finally, I used my very well-dried fruit (after all, they were dried for over a year :P) to fill bowls, big and small.


I tym oto sposobem Zielarnia jest już otwarta. :) Niedługo odwiedzą ją wyjątkowi goście... Ale dziś Wam jeszcze nie zdradzę, któż to będzie. ;)

Bardzo się cieszę, że zrobiłam ten projekt. Trochę przywróciło mi to werwę do pracy nad dużym domem Margaret, bo przyznam, że prace nad nim rozciągnęły się tak bardzo w czasie, że zaczęło brakować mi motywacji do kontynuowania ich... Wiecie, coś typu "końca nie widać"...

A tak, widząc gotowe pomieszczenie, zapragnęłam jak najszybciej dokończyć Dom Margaret.

To tyle na dziś. Życzę Wam spokojnego tygodnia!

And so the Herbal Shop is now open. :) Very special guests will visit it soon... But today I won't tell you who it will be. ;)

I'm very glad that I did this project. It has somewhat restored my verve to work on Margaret's big house, because I admit that the work on it stretched so much in time that I began to lack motivation to continue it... You know, something like "neverending story"...

And so, seeing the finished room, I wanted to finish Margaret's Cottage as soon as possible.

That's all for today. I wish you a peaceful week!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...